czwartek, 25 kwietnia 2013

1. Pierwsza noc w Norze. (Rozdział 1)




      Był letni, sobotni ranek. Harry obudził się z niezwykłym spokojem. Nie bolała go blizna i nie czuł już tego strachu, że w każdej chwili może zginąć, ponieważ czyha na niego największy czarnoksiężnik w świecie. Nie. Jego już nie ma.
       Znalazł na szafce okulary i założył je. Sięgnął po ubranie i wtedy zauważył swój szkolny kufer. Czy jeszcze kiedykolwiek mu się przyda? Dobrze by było kontynuować naukę, Hermiona na pewno też tak sądzi. Ale co z Ronem? On i cała jego rodzina mają żałobę po Fredzie… Tak, lepiej będzie z tym poczekać. Przecież Harry również stracił dużo ważnych dla niego osób. Dumbledore, Lavender i wiele innych, o których śmierci dowie się pewnie w najbliższym czasie. Umarli dla niego…
         Jego rozmyślania przerwało przebudzenie Rona. Usiadł na łóżku z długim przeciągnięciem się.
- Siema, stary.
- Cześć. Jak się czujesz? – zapytał czule Harry.
- Jakbym właśnie przyczynił się do uratowania ludzkości przed Voldemortem.
Oboje wybuchnę li śmiechem. Było to wspaniałe uczucie, którego nie zaznał od dłuższego czasu – radość.
         W pewnym momencie do ich sypialni wpadła Hermiona. Pierwsze co zrobiła,  to tradycyjnie rzuciła się z gorącym uściskiem na Harry’ego. Ron wyraźnie tym podirytowany, odchrząknął głośno.
- Och, na miłość boską, Ron. Nie bądź zazdrosny! – powiedziała i tym razem oplotła rękami szyję Rona, dodając do tego całusa w policzek.
          Harry już prawie zapomniał, że jego najlepsi przyjaciele są teraz parą. Przecież pocałowali się przy nim, w czasie trwania bitwy. Nie miał lecz sobie tego za złe, w końcu nie było to najważniejsze. Po upadku Voldemorta, zostali jeszcze przez dwa dni w Hogwarcie i wczoraj przyjechali pociągiem Hogwart-Express do Nory. Nie mieli szansy nawet ze sobą spokojnie porozmawiać.
- Jak się czujesz, Harry? Nie dokuczała Ci już blizna?
- Szczerze mówiąc myślałem, że poczuję jego złość po śmierci. Byłem na to przygotowany, ale nic się nie wydarzyło.
- No wiesz, on umarł.
           Ale Harry już nic nie odpowiedział. Te słowa ciągle chodziły mu po głowie. Każdej nocy miał sen, jak walczył z Voldemortem, lecz nie były już to wizje, w których widział co on robi, co odczuwa. No i nie sprawiały mu bólu. Były to sny, dzięki którym odczuwał satysfakcję. Pozwalały mu zrozumieć, co naprawdę się stało, bo nadal to do niego nie odcierało.
- Mama woła was na śniadanie – powiedziała to Ginny, która niepostrzeżenie weszła do pokoju. Wyglądała pięknie ; rude włosy opadały jej lekko na ramiona ; usta miała pomalowane na różowo, a oczy podkreślone kredką. Na nogach miała ciasne jeansy i do tego beżową, zwiewną bluzeczkę z ¾ rękawem. Już wcześniej zauważył u niej te niektóre z wielu jej zalet. Właśnie dlatego jest obiektem jego westchnień, Ginny czuła to samo. Dręczyła go tylko jedna myśl, a mianowicie czy jej stosunki do niego zmienią się po tej bitwie. Z jednej strony stał się najpotężniejszym czarodziejem na świecie, mimo nieposiadania wszystkich Insygnia Śmierci. Wielu będzie starało się brać z niego przykład, spotka też innych równie dobrych czarodziejów, ale znajdą się też pewnie osoby, które będą z niego drwiły, jak przez te wszystkie lata Ślizgoni. Z drugiej strony bitwa o Hogwart rozpętała się, gdy  śmierciożercy powiadomili za pomocą Mrocznego Znaku na ręce, Voldemorta o jego obecności w zamku. Jeśli by tam wtedy nie przyszedł, nikt by nie musiał stracić życia stając w jego obronie, między innymi Fred – brat Ginny. Tylko, że nie zdobyłby horkruksu – diademu Roveny Ravenclaw, Nevill nie miałby okazji zabić węża Nagini i Voldemort nadal by istniał.
- Harry, idziesz?
- Za chwile przyjdę, tylko się ubiorę.
Na przedzie wyszedł Ron z Hermioną, a za nimi Ginny. Dobrze, że wyszła, Harry chciał uniknąć na razie kłopotliwej rozmowy, która w końcu musiała się odbyć.
                   Ubrał się i zszedł na dół do całej rodziny Weasley’ów i Hermiony. Bill i Charlie również byli. Podobnie jak wszystkie rodziny czarodziejów chcą być w komplecie, w tych trudnych chwilach po utracie bliskich.
                    Harry wszedł do kuchni. Był myśli, że zastanie tam wszystkich smutnych i pogrążonych w żałobie siedzących przy stole i panią Weasley wypłakującą łzy po synu nad kuchenką. Lecz było całkiem inaczej ; rodzina rudowłosych przywitała go gorącymi aplauzami. Molly jako pierwsza podeszła do Harry’ego.
- Kochaneczku, mój wspaniały! Boże, taki dzielny, mądry, odważny… Wczoraj nawet dokładnie nie zobaczyłam Cię w tych ciemnościach. Aleś ty przez ten rok wychudł, same kości i skóra! Chodź, nałożę ci naleśników, a później będzie deser, ale to już niespodzianka!
- Dziękuję pani Weasley, naprawdę….
W tym momencie podszedł do niego Artur.
- No Harry, chłopcze. Nie mam słów… Po prostu gratulacje.
- No ten…też gratuluję…
- George, tak mi przykro z powodu Freda, to wszystko przeze mnie. Gdybym wtedy nie przyszedł do zamku to…
- To Voldemort dalej by istniał, zabił całą waszą trójkę, a później również i wszystkich czarodzieji, bo wątpię, czy chcieli by mu służyć. No, a Fred, cóż… Fred walczył dzielnie i niestety stało się. Zginął, ale w słusznej sprawie i bardzo dzielnie.
- Dzięki George, moje kondolencje… - wybełkotał Harry, naprawdę wzruszony tymi słowami. Zaskoczenie minęło szybko, bo od razu po rudowłosym chłopaku naskoczyła na niego Hermiona, mocno oplatając jego szyję rękoma. Ron objął ich oboje i stali tak dłuższy czas. Nikt im nie przeszkadzał, bo wiedział, jak bardzo było im to potrzebne. Potrzebne poczuć, że są razem i ciągle byli, i nic ich już nie może podzielić skoro przetrwali taką próbę. Próbę życia.
               Po dłuższym czasie odsunęli się od siebie. Harry’emu tłukły się po głowie słowa które jego przyjaciele powinni usłyszeć.
- Chciałem wam podziękować, za wszystko. Nie musieliście ze mną iść, a jednak to zrobiliście. Narażaliście swoje życie dla mnie. To wszystko udało się dzięki naszej współpracy. Ja myślałem i działałem cokolwiek tylko dzięki wam. Robiłem to, bo czułem waszą obecność obok mnie, nie tylko cielesną, ale również duchową. Byliście ze mną cały czas, dziękuję.
- Och, przestań Harry… - wydusiła z siebie Hermiona, która miała już w oczach łzy.
- Słuchaj, poszliśmy tam z tobą, bo jesteśmy przyjaciółmi, od dziecka. Pamiętasz, jak nam powtarzałeś słowa Dumbledore’a ? „ Jedyną rzeczą, której Voldemort nie potrafi zrozumieć, jest miłość ‘’ To właśnie dzięki niej go pokonaliśmy. – Ron przesłał przyjaciołom łagodny uśmiech.
                    Ostatnia podeszła do niego Ginny. Harry bał się tego, co teraz nastanie. Oczekiwał najgorszego ; Ginny powie, że podczas bitwy wiele się zdarzyło i nie chce mieć teraz chłopaka. Nic takiego jednak nie nastąpiło, dziewczyna jedynie złapała go za rękę i wyciągnęła do innego pokoju, gdzie zostali sami.
- Harry, czy … teraz, jak już nie ma Voldemorta… no bo wiesz, ty ze mną zerwałeś…
- Ja z Tobą nie zerwałem, po prostu powiedziałem, że lepiej będzie jak przez jakiś czas nie będziemy mieć ze sobą kontaktu – Harry widząc, że dziewczyna niewiele z tego zrozumiała, ciągnął dalej – Chyba musimy sobie coś wyjaśnić . Nie myśl sobie, że nie chciałem z tobą rozmawiać, bo miałem  taki kaprys, nie. Po prostu nie chciałem, żeby Voldemort wykorzystał Ciebie, aby mnie gdzieś zwabić, wiedziałby, że jesteś dla mnie ważna.
- Ale skąd miałby to niby wiedzieć ? Harry, opowiedz mi w ogóle co się stało w czasie bitwy ?
- To długa historia, opowiem Ci to później, u mnie w pokoju po kolacji. Zawołam również Rona i Hermionę, oni też nic jeszcze dokładnie nie wiedzą.
- No dobra, ale wracając do nas…
- To wszystko zależy od Ciebie. Nie wiem czy chciałabyś jeszcze ze mną być skoro Fred nie żyje…
- Przecież to nie twoja wina, głupku! Poza tym to nic nie ma do tego, że ja cię …
- Ja też cię kocham. – Harry powiedział to za nią, bo wiedział, że ona i tak to miała na myśli. Lecz nic więcej już nie powiedział, bo Ginny obdarzyła go namiętnym pocałunkiem. Słowa już tu nie były potrzebne. 

Mam nadzieję, że  nie jest najgorzej. ; )

9 komentarzy:

  1. Baaardzo faajne ale trochę chaotyczne ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Najgorzej nie jest, to fakt. Jednakże nie jest też zbyt wspaniale. Rozdział raczej nie zachęca do tego, by dalej czytać, lecz idzie jakoś przez niego przebrnąć. Nie wiem, co mnie w tym tak odpycha... Chyba to, że wszyscy zachowują się tak uroczo i słodziutko, aż mdląco. Ale nic to, życzę weny i chęci do pisania~

    Grell.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wezmę z pewnością Twoje słowa pod uwagę, ale ja nic wcześniej nie pisałam, dopiero zaczynam. Mam nadzieję, że z każdym nowym rozdziałem będzie coraz lepiej. ; )

      Usuń
  3. No jestem pod duzym wrazeniem. Piszesz plynnie, milo sie czyta. Jak na razie rozdzail spokojny. Mam nadzieje ze sie rozkreci :) Pozdrawiam i zapraszam do mnie.
    hp-po-drugiej-stronie.blogspot.com
    dragon-age-wspomnienia-z-plagi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczerze mówiąc bardzo fajne, ale nie wyobrażam sobie, żeby Wesleyowie tak szybko pozbierali się po utracie członka rodziny. Poza tym wszystko OK.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie jest to napisane profesjonalnie, ale bardzo dobrze (: Podoba mi się XD

    OdpowiedzUsuń