Był letni, sobotni ranek. Harry obudził
się z niezwykłym spokojem. Nie bolała go blizna i nie czuł już tego strachu, że
w każdej chwili może zginąć, ponieważ czyha na niego największy czarnoksiężnik
w świecie. Nie. Jego już nie ma.
Znalazł na szafce okulary i założył je.
Sięgnął po ubranie i wtedy zauważył swój szkolny kufer. Czy jeszcze
kiedykolwiek mu się przyda? Dobrze by było kontynuować naukę, Hermiona na pewno
też tak sądzi. Ale co z Ronem? On i cała jego rodzina mają żałobę po Fredzie… Tak,
lepiej będzie z tym poczekać. Przecież Harry również stracił dużo ważnych dla
niego osób. Dumbledore, Lavender i wiele innych, o których śmierci dowie się
pewnie w najbliższym czasie. Umarli dla niego…
Jego rozmyślania przerwało
przebudzenie Rona. Usiadł na łóżku z długim przeciągnięciem się.
- Siema, stary.
- Cześć. Jak się czujesz?
– zapytał czule Harry.
- Jakbym właśnie
przyczynił się do uratowania ludzkości przed Voldemortem.
Oboje wybuchnę li
śmiechem. Było to wspaniałe uczucie, którego nie zaznał od dłuższego czasu –
radość.
W pewnym momencie do ich sypialni
wpadła Hermiona. Pierwsze co zrobiła, to
tradycyjnie rzuciła się z gorącym uściskiem na Harry’ego. Ron wyraźnie tym
podirytowany, odchrząknął głośno.
- Och, na miłość boską, Ron.
Nie bądź zazdrosny! – powiedziała i tym razem oplotła rękami szyję Rona,
dodając do tego całusa w policzek.
Harry już prawie zapomniał, że jego
najlepsi przyjaciele są teraz parą. Przecież pocałowali się przy nim, w czasie
trwania bitwy. Nie miał lecz sobie tego za złe, w końcu nie było to
najważniejsze. Po upadku Voldemorta, zostali jeszcze przez dwa dni w Hogwarcie
i wczoraj przyjechali pociągiem Hogwart-Express do Nory. Nie mieli szansy nawet
ze sobą spokojnie porozmawiać.
- Jak się czujesz, Harry?
Nie dokuczała Ci już blizna?
- Szczerze mówiąc
myślałem, że poczuję jego złość po śmierci. Byłem na to przygotowany, ale nic
się nie wydarzyło.
- No wiesz, on umarł.
Ale Harry już nic nie odpowiedział.
Te słowa ciągle chodziły mu po głowie. Każdej nocy miał sen, jak walczył z
Voldemortem, lecz nie były już to wizje, w których widział co on robi, co
odczuwa. No i nie sprawiały mu bólu. Były to sny, dzięki którym odczuwał
satysfakcję. Pozwalały mu zrozumieć, co naprawdę się stało, bo nadal to do
niego nie odcierało.
- Mama woła was na
śniadanie – powiedziała to Ginny, która niepostrzeżenie weszła do pokoju.
Wyglądała pięknie ; rude włosy opadały jej lekko na ramiona ; usta miała
pomalowane na różowo, a oczy podkreślone kredką. Na nogach miała ciasne jeansy
i do tego beżową, zwiewną bluzeczkę z ¾ rękawem. Już wcześniej zauważył u niej
te niektóre z wielu jej zalet. Właśnie dlatego jest obiektem jego westchnień,
Ginny czuła to samo. Dręczyła go tylko jedna myśl, a mianowicie czy jej stosunki
do niego zmienią się po tej bitwie. Z jednej strony stał się najpotężniejszym
czarodziejem na świecie, mimo nieposiadania wszystkich Insygnia Śmierci. Wielu
będzie starało się brać z niego przykład, spotka też innych równie dobrych
czarodziejów, ale znajdą się też pewnie osoby, które będą z niego drwiły, jak
przez te wszystkie lata Ślizgoni. Z drugiej strony bitwa o Hogwart rozpętała
się, gdy śmierciożercy powiadomili za
pomocą Mrocznego Znaku na ręce, Voldemorta o jego obecności w zamku. Jeśli by
tam wtedy nie przyszedł, nikt by nie musiał stracić życia stając w jego
obronie, między innymi Fred – brat Ginny. Tylko, że nie zdobyłby horkruksu –
diademu Roveny Ravenclaw, Nevill nie miałby okazji zabić węża Nagini i
Voldemort nadal by istniał.
- Harry, idziesz?
- Za chwile przyjdę, tylko
się ubiorę.
Na przedzie wyszedł Ron z
Hermioną, a za nimi Ginny. Dobrze, że wyszła, Harry chciał uniknąć na razie
kłopotliwej rozmowy, która w końcu musiała się odbyć.
Ubrał się i zszedł na dół do
całej rodziny Weasley’ów i Hermiony. Bill i Charlie również byli. Podobnie jak
wszystkie rodziny czarodziejów chcą być w komplecie, w tych trudnych chwilach
po utracie bliskich.
Harry wszedł do kuchni. Był
myśli, że zastanie tam wszystkich smutnych i pogrążonych w żałobie siedzących
przy stole i panią Weasley wypłakującą łzy po synu nad kuchenką. Lecz było
całkiem inaczej ; rodzina rudowłosych przywitała go gorącymi aplauzami. Molly
jako pierwsza podeszła do Harry’ego.
- Kochaneczku, mój wspaniały!
Boże, taki dzielny, mądry, odważny… Wczoraj nawet dokładnie nie zobaczyłam Cię
w tych ciemnościach. Aleś ty przez ten rok wychudł, same kości i skóra! Chodź,
nałożę ci naleśników, a później będzie deser, ale to już niespodzianka!
- Dziękuję pani Weasley,
naprawdę….
W tym momencie podszedł do
niego Artur.
- No Harry, chłopcze. Nie
mam słów… Po prostu gratulacje.
- No ten…też gratuluję…
- George, tak mi przykro z
powodu Freda, to wszystko przeze mnie. Gdybym wtedy nie przyszedł do zamku to…
- To Voldemort dalej by
istniał, zabił całą waszą trójkę, a później również i wszystkich czarodzieji,
bo wątpię, czy chcieli by mu służyć. No, a Fred, cóż… Fred walczył dzielnie i
niestety stało się. Zginął, ale w słusznej sprawie i bardzo dzielnie.
- Dzięki George, moje
kondolencje… - wybełkotał Harry, naprawdę wzruszony tymi słowami. Zaskoczenie
minęło szybko, bo od razu po rudowłosym chłopaku naskoczyła na niego Hermiona,
mocno oplatając jego szyję rękoma. Ron objął ich oboje i stali tak dłuższy
czas. Nikt im nie przeszkadzał, bo wiedział, jak bardzo było im to potrzebne.
Potrzebne poczuć, że są razem i ciągle byli, i nic ich już nie może podzielić
skoro przetrwali taką próbę. Próbę życia.
Po dłuższym czasie odsunęli się
od siebie. Harry’emu tłukły się po głowie słowa które jego przyjaciele powinni
usłyszeć.
- Chciałem wam
podziękować, za wszystko. Nie musieliście ze mną iść, a jednak to zrobiliście.
Narażaliście swoje życie dla mnie. To wszystko udało się dzięki naszej
współpracy. Ja myślałem i działałem cokolwiek tylko dzięki wam. Robiłem to, bo
czułem waszą obecność obok mnie, nie tylko cielesną, ale również duchową.
Byliście ze mną cały czas, dziękuję.
- Och, przestań Harry… -
wydusiła z siebie Hermiona, która miała już w oczach łzy.
- Słuchaj, poszliśmy tam z
tobą, bo jesteśmy przyjaciółmi, od dziecka. Pamiętasz, jak nam powtarzałeś
słowa Dumbledore’a ? „ Jedyną rzeczą, której Voldemort nie potrafi zrozumieć,
jest miłość ‘’ To właśnie dzięki niej go pokonaliśmy. – Ron przesłał
przyjaciołom łagodny uśmiech.
Ostatnia podeszła do niego
Ginny. Harry bał się tego, co teraz nastanie. Oczekiwał najgorszego ; Ginny
powie, że podczas bitwy wiele się zdarzyło i nie chce mieć teraz chłopaka. Nic
takiego jednak nie nastąpiło, dziewczyna jedynie złapała go za rękę i
wyciągnęła do innego pokoju, gdzie zostali sami.
- Harry, czy … teraz, jak
już nie ma Voldemorta… no bo wiesz, ty ze mną zerwałeś…
- Ja z Tobą nie zerwałem,
po prostu powiedziałem, że lepiej będzie jak przez jakiś czas nie będziemy mieć
ze sobą kontaktu – Harry widząc, że dziewczyna niewiele z tego zrozumiała,
ciągnął dalej – Chyba musimy sobie coś wyjaśnić . Nie myśl sobie, że nie
chciałem z tobą rozmawiać, bo miałem
taki kaprys, nie. Po prostu nie chciałem, żeby Voldemort wykorzystał
Ciebie, aby mnie gdzieś zwabić, wiedziałby, że jesteś dla mnie ważna.
- Ale skąd miałby to niby
wiedzieć ? Harry, opowiedz mi w ogóle co się stało w czasie bitwy ?
- To długa historia,
opowiem Ci to później, u mnie w pokoju po kolacji. Zawołam również Rona i
Hermionę, oni też nic jeszcze dokładnie nie wiedzą.
- No dobra, ale wracając
do nas…
- To wszystko zależy od
Ciebie. Nie wiem czy chciałabyś jeszcze ze mną być skoro Fred nie żyje…
- Przecież to nie twoja
wina, głupku! Poza tym to nic nie ma do tego, że ja cię …
- Ja też cię kocham. –
Harry powiedział to za nią, bo wiedział, że ona i tak to miała na myśli. Lecz
nic więcej już nie powiedział, bo Ginny obdarzyła go namiętnym pocałunkiem.
Słowa już tu nie były potrzebne.
Mam nadzieję, że nie jest najgorzej. ; )
Baaardzo faajne ale trochę chaotyczne ;)
OdpowiedzUsuńSpróbuję to zmienić. ; )
UsuńSuper
OdpowiedzUsuńNajgorzej nie jest, to fakt. Jednakże nie jest też zbyt wspaniale. Rozdział raczej nie zachęca do tego, by dalej czytać, lecz idzie jakoś przez niego przebrnąć. Nie wiem, co mnie w tym tak odpycha... Chyba to, że wszyscy zachowują się tak uroczo i słodziutko, aż mdląco. Ale nic to, życzę weny i chęci do pisania~
OdpowiedzUsuńGrell.
Wezmę z pewnością Twoje słowa pod uwagę, ale ja nic wcześniej nie pisałam, dopiero zaczynam. Mam nadzieję, że z każdym nowym rozdziałem będzie coraz lepiej. ; )
UsuńNo jestem pod duzym wrazeniem. Piszesz plynnie, milo sie czyta. Jak na razie rozdzail spokojny. Mam nadzieje ze sie rozkreci :) Pozdrawiam i zapraszam do mnie.
OdpowiedzUsuńhp-po-drugiej-stronie.blogspot.com
dragon-age-wspomnienia-z-plagi.blogspot.com
Szczerze mówiąc bardzo fajne, ale nie wyobrażam sobie, żeby Wesleyowie tak szybko pozbierali się po utracie członka rodziny. Poza tym wszystko OK.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba ;)
OdpowiedzUsuńNie jest to napisane profesjonalnie, ale bardzo dobrze (: Podoba mi się XD
OdpowiedzUsuń