sobota, 27 kwietnia 2013

Prefekt Naczelny (Rozdział 4)



            Cały czerwiec minął im spokojnie i całkiem inaczej niż w czasie ostatnich siedmiu lat. Nie rozważali już wszystkich możliwych opcji zabicia Voldemorta, tylko bawili się. Po prostu się ze sobą bawili.
           Nadszedł ten długo wyczekiwany lipcowy dzień. Harry właśnie schodził schodami, kiedy przypomniał sobie, co dzisiaj będzie się działo.  Co prawda, mówił państwu Weasley, aby nie robili mu żadnej dużej imprezy. Chyba wzięli jego słowa na poważnie i był im za to bardzo wdzięczny. Osiemnaste urodziny chciał spędzić w swoim pokoju razem z przyjaciółmi i Ginny. W końcu zmarnowali tyle czasu …
          Kiedy wszedł do kuchni ogarnęła nim wielka radość. Wszyscy już tam byli, ubrani w kolorowe czapeczki z pomponami, śpiewający „Sto lat”. W powietrzu latały setki błyszczące się konfetti, dlatego Harry z trudem dostrzegł wielki plakat na ścianie za stołem. Przedstawiał on jego w czasie bitwy, a raczej już po niej, bo wszyscy w tle byli zadowoleni. Obraz poruszał się, co chwilę pojawiały się z nikąd litery, układające się w słowa „Wszystkiego Najlepszego”. Później dostrzegł wielką kulę wiszącą nad stołem. Obracała się ona wokół własnej osi, a obok niej magicznie wisiał kij bejsbolowy.
- No rozwal ją! – krzyknął Ron.
Harry posłusznie wziął kij do reki. Wszyscy tam obecni natychmiast umilkli, konfetti też zniknęło. Wziął wielki zamach i uderzył z całej siły w pudełko . Nie wiedział, co tam jest i szczerze mówiąc trochę się tego bał. Żyją w magicznym świecie ; z pudełka o objętości  1 m sześć ścienny może wyjść ogr mierzący 5 m wysokości.
          Lecz z wielkiej, czerwonej i błyszczącej się kuli nie wyszło żadne niespotkane jeszcze przez niego zwierzę z zębami ostrymi jak noże i cuchnącym oddechem, tylko różnej wielkości pudełeczka. Mógł się domyślić, że były to prezenty urodzinowe. Wszystkie łagodnie opadły na stół.
          W tym samym momencie przez otwarte okno kuchni wleciała Hedwiga i opadła między podarunkami. Wyglądała na bardzo zmęczoną, musiała przebyć długą drogę. Harry sięgnął po list, który był przywiązany do jej nóżki czerwoną wstążeczką, od razu rozpoznał od kogo on jest. Koperta wyrwała się z jego rąk w momencie, kiedy chciał ją rozerwać i zawisła w powietrzu. Na miejscu pieczątki Hogwartu pojawiły się usta, a nad nimi para oczu.
- Ja, oficjalny dyrektor Hogwartu, Minerwa Mcgonagall, składam Tobie, Harry’emu Potterowi najserdeczniejsze  życzenia z okazji urodzin. Uprzedzam, że dokładnie za 28 sekund zjawię się w domu u państwa Weasley. – kiedy koperta skończyła mówić zniknęła i został po niej tylko dym.
- Harry, czego może chcieć Mcgonagall ? – zapytał Ron.
- Nie wiem, ale to jest dobra okazja, żeby porozmawiać z nią o powrocie do szkoły.
W całym domu rozległ się głośny huk dobiegający z salonu. Wszyscy tam poszli.
- Profesor Mcgonagall . – zawołał uradowana Hermiona.
- Witajcie. Och, Molly, Arturze, przepraszam za to najście bez uprzedzenia, ale pomyślałam sobie, że dobrze byłoby przyjść właśnie w urodziny Harry’ego.
- Nic nie szkodzi, Minerwo. Może zaparzyć ci herbatki ? – powiedziała łagodnym głosem pani Weasley.
- Nie, dziękuję. Chciałabym raczej porozmawiać na osobności z Harrym, Ronem i Hermioną. Ginny, ty oczywiście wracasz do szkoły, prawda ?
- Tak, jasne. Na siódmy rok. – rzekła rudowłosa dziewczyna i wyszła z pokoju z resztą rodziny.
Trójka przyjaciół wraz z Mcgonagall usiadła na fotelach.
- Co panią do nas sprowadza, pani Mcgonagall ?
- Hermiono, mam wam do powiedzenia dwie rzeczy. Po pierwsze, chciałam wam serdecznie pogratulować. Nie chcę was zamęczać pytaniami o to, jak to zrobiliście, to z pewnością bardzo trudne wracać do takich wydarzeń. Byliście bardzo dzielni i jestem z was niesamowicie dumna. Mimo tak młodego wieku zrobiliście o wiele więcej niż dotychczasowi najpotężniejsi czarodzieje na świecie. Harry, poszedłeś do Zakazanego Lasu i wystawiłeś się na śmierć. Chciałeś oddać za nas wszystkich życie … Po prostu to, co zrobiłeś jest piękne. -
- Nie dałbym rady na pewno bez moich przyjaciół. Pani też mi bardzo pomogła. Nie zwątpiła pani we mnie i również narażała się, aby mi pomóc.
- Potter … No ale dosyć już tego użalania się, jeszcze będziemy mieli dużo czasu na to. Przyszłam tu w określonym celu. Myśleliście już nad powrotem do Hogwartu ? Nie wróciliście na siódmy rok nauki do szkoły. Oczywiście powód tego jest ogromny i nie ma wątpliwości, że macie szansę go powtórzyć. Nie ukrywam również, że chciałabym znów was widzieć w zamku.
- Tak, niedawno o tym myśleliśmy i postanowiliśmy wrócić do Hogwartu. Voldemorta już nie ma, ale mogą pojawić się jeszcze śmierciożercy i przyda się każde nowe zaklęcie.
- Chociaż dla Hermiony nie będzie to nic nowego. – zażartował Ron.
- Dziękuję Ron, ale i tak nie zmienię swojej decyzji.
Harry nie był pewny czy śmierciożercy jeszcze będą chcieli go zabić. Nie mają teraz swojego władcy, Voldemorta, ani Bellatrix i byłoby to zbyt ryzykowne, atakować go. Przecież Harry jest teraz Panem Śmierci.
- Oczekiwałam od was takiej odpowiedzi – ciągnęła dalej profesorka – Jest jeszcze jedna sprawa … Dumbledore, przed moją wizytą tutaj, powiedział, że nie chciał obciążać Cię, Harry, obowiązkami prefekta naczelnego. Miałeś wtedy wiele problemów z Voldemortem. Teraz jednak, kiedy już go nie ma, poprosił mnie, abym mianowała prefektami naczelnymi szkoły znów Rona, Hermionę oraz Ciebie. W pełni popieram jego decyzję, uważam że nikt lepiej nie będzie potrafił władać szkołą wraz ze mną. Oczywiście, jeśli się zgadzacie.
Przyjaciele wymienili między sobą znaczące spojrzenia. Tyle się wydarzyło, ledwo wraca do szkoły, a do tego ma być prefektem ? W sumie, na piątym roku miał żal do Dumbledore’a, że nim nie był . I do tego profesor Mcgonagall zależy na tym … Harry postanowił się zgodzić.
- Zgadzamy się – powiedziała za wszystkich Hermiona.
- Wspaniale ! W takim razie, myślę, że nie mamy już żadnych ważnych spraw do omówienia. – w tym momencie wstała, a za jej przykładem cała trójka i razem wyszli z pokoju, skierowali się do kuchni, gdzie siedzieli reszta Weasley’ów.
- Molly, Arturze, myślę, że na mnie już czas.
- Nie zostaniesz jeszcze na śniadanie ? Harry ma dzisiaj przecież urodziny.
- Wybacz Arturze, ale mam jeszcze dużo spraw do załatwienia związanego z ochroną Hogwartu. Podczas bitwy wszystkie zaklęcia ochronne zostały unicestwione. Harry, jeszcze raz wszystkiego najlepszego. Do zobaczenia w szkole.
- Do widzenia, profesor Mcgonagall.
Odpowiedziała chórem rodzina. Kuchnię wypełnił trzask teleportacji. 

Myślę, że rozdział nie najgorszy. A jakie jest wasze zdanie ? : )

piątek, 26 kwietnia 2013

Dyrektor (Rozdział 3)



           Od przeniesienia Harry’ego i Hermiony na zegar Weasleyów minęły dwa tygodnie. Przez ten czas dostawali codziennie sową list, z informacją zgonu coraz to innej osoby. Weszło im w zwyczaj, że po każdym takim liście czcili jego śmierć minutą ciszy.
          Tego dnia on, Ron i Hermiona i Ginny siedzieli w pokoju chłopaków. Było tak, jak na co dzień : śmiali się, żartowali i wygłupiali. Robili to, co powinien robić każdy w ich wieku, lecz Harry już przywykł, że jego życie nigdy nie było normalne.  Przez ostatni rok szukał przedmiotów, w których była zamknięta cząstka duszy Voldemorta, zwanymi horkruksami, musiał je zniszczyć mieczem Godryka Gryffindora lub kłem bazyliszka, przeżył kolejną próbę zabicia go przez Czarnego Pana, a na sam koniec stoczył z nim twarzą w twarz ostateczną bitwę. Nie, to nie było normalne. Ale wszystkie te sukcesy zawdzięcza swoim przyjaciołom, którzy przeszli przez to razem z nim, ze świadomością, że mogą tego nie przeżyć. Stracili cały rok nauki w Hogwarcie … No właśnie, co ze szkołą? Czuł, że teraz jest dobry czas, by o tym porozmawiać.
- Zastanawiam się nad tym już od dłuższego czasu … Co myślicie o powrocie do Hogwartu ?
- Ja oczywiście wracam – odpowiedziała Hermiona, chyba nawet wcześniej, niż Harry skończył mówić- Ron również, prawda?
- Y… no ten … ja chyba jeszcze …
- Ron! – ten krzyk wystraszył wszystkich, ale najbradziej chyba Rona.
- Tak, jasne. – po jego minie można było stwierdzić, że odpowiada pewnie, ale nie ze względu na chęć uczenia się, lecz na Hermionę.
- A jest w ogóle taka możliwość? – zapytał Harry.
- Och, oczywiście.  Jeszcze kiedy zostaliśmy w Hogwarcie, po bitwie, rozmawiałam z profesor Mcgonagall na ten temat. Podobno istnieje dekret w prawie czarodziejów, na temat tego, że jeśli uczeń nie przybył do szkoły z jakiegoś ważnego powodu, może powtórzyć klasę.
- Myślę, że zabicie Voldemorta to dość ważny powód nie przybycia do szkoły – powiedziała Ginny, po której słowach wszyscy zaczęli się śmiać. Po chwili znów wtrącił się Harry.
- Z kim trzeba o tym porozmawiać ?
- Wszystko załatwia się z dyrektorem szkoły.
- Ale skoro Snake nie żyje, to kto teraz dowodzi szkołą ? Chyba nie Carrowie ?!
- Nie, oni zginęli. Ale nawet jeśli by przeżyli, to Ministerstwo złapałoby ich. Przecież byli śmierciożercami. Poza tym, nie czytałeś gazety ? – Ron wstał, wyjął z szuflady „Proroka Codziennego” i rzucił Harry’emu na nogi. Chłopak rozwinął go i przeczytał wielki nagłówek na pierwszej stronie „Nowy dyrektor Hogwartu” , a pod nim duże zdjęcie kobiety w czarnej szacie i kapeluszu, stojącej przy mównicy Dumbledore’a i machającej do obiektywu.
- Minerwa Mcgonagall ! 

Wiem, że krótki rozdział, ale chodziło głównie o jedną informację. Obiecuję, że następny (czwarty) rozdział będzie dłuższy nawet od pierwszego, ale wstawię go dopiero w niedzielę. Chyba, że cudem uda mi sie go napisać do jutra. ; )

Komentujcie, krytykujcie, to naprawdę mi pomaga w poprawianiu mojej jakości pisania. 
P.S. Chcecie następnego mema ? : D

czwartek, 25 kwietnia 2013

Witajcie w rodzinie! (Rozdział 2)



 Ginny i Harry wrócili do kuchni trzymając się za ręce. Wszyscy wyglądali na zadowolonych, chyba domyślili się, co się stało. Jedynie pani Weasley była zniesmaczona ta sytuacją, ale on przyzwyczaił się już do tego, gdy w podobnej sytuacji znalazł się Ron i Hermiona.
              Zasiedli do stołu ; Ginny obok Hermiony, Harry obok Rona. Na twarzy rudowłosej dziewczyny pojawiły się różowe rumieńce, a po chwili jej przyjaciółka zaśmiała się cichutko. Pewnie wszystko jej już powiedziała. W sumie on też miał zamiar powiedzieć Ronowi, że wszystko jest tak, jak dawniej. Już otworzył usta by coś powiedzieć, gdy pan Weasley powstał. Zastukał kilka razy i zaległa całkowita cisza.
- Ekhem… chciałbym coś powiedzieć… Może to nie jest aż taka wielka sprawa…. Nie wiem czy wyście się zgodzicie...
- Arturze!
- No już, już Molly, przepraszam… To co powiem jest głównie skierowane do Harry’ego i Hermiony – zawahał się na chwilę, odetchnął, ale po chwili kontynuował – związaliście się z dwójką naszych dzieci …
- Tato! – jęknęli w tym samym czasie Ron i Ginny.
- …więc staliście się częścią naszej rodziny. Tak właściwie to jesteście nią od jakichś siedmiu lat. Dlatego postanowiliśmy umieścić was na naszym Weasleyowskim zegarze. Oczywiście, jeśli chcecie.
                  Przez chwilę nikt się nie odzywał. Harry ukradkiem spojrzał na Hermionę ; ją chyba też zdziwiła ta sytuacja. Widział, jak w oczach zbierają jej się łzy. Teraz mógł z całą pewnością stwierdzić, że jest bardzo wrażliwą dziewczyną. Nie miał wyboru, to on musiał pierwszy się odezwać.
- Pani Weasley, naprawdę dziękuję… To dla mnie bardzo ważne…
- Czyli się zgadzasz ? A ty, Hermiono?
- Oh, tak… Dziękuję…
Pan Weasley chyba zrozumiał jej słowa, choć nie było to łatwe, bo jak wszyscy się spodziewali – Hermiona płakała, ale z radości.
                      Artur odszedł od stołu i zwrócił się twarzą do zegara. Wyjął swoją różdżkę i zaczął mamrotać kilka zaklęć, co jakiś czas dało się słyszeć imiona jego lub Hermiony. Po chwili zegar głośno zadzwonił i pojawiły się na nim dwie nowe wskazówki – „Harry Potter” i „Hermiona Granger”. Obróciły się w miejsce na tarczy zegara z podpisem „dom”. To było najpiękniejsze – dom Weasleyów to teraz także ich dom.
                     Artur odwrócił się z powrotem twarzą do nich i klasnął kilka razy. Wszyscy Weasleyowie wzięli z niego przykład i po chwili kuchnię wypełniły gromkie oklaski. Hermiona i Ginny rzuciły się w ramiona swoich ukochanych.  

Wiem, że krótki rozdział, ale jakoś dzisiaj nie mam weny. : D
Komentujcie, a każdą uwagę, dobrą i złą, wezmę pod uwagę. : )

A tak wogóle, chcecie żebym na bloga dodawała również memy związane z Harrym Potterem, albo jakieś zdjęcia ? : 3

Memy.

Co wy na to, żebym codziennie wstawiała jakieś memy związane z Hp ? Wszelkie prawa zastrzeżone, więc od razu mówię, że nie są one mojego autorstwa. Wymyślali je Potterowicze na jeden stronce, na której adminuję, na facebooku. Nie przywłaszczam sobie ich prac. ; )

Macie na początek jednego i piszcie, czy chcecie więcej. ; )


1. Pierwsza noc w Norze. (Rozdział 1)




      Był letni, sobotni ranek. Harry obudził się z niezwykłym spokojem. Nie bolała go blizna i nie czuł już tego strachu, że w każdej chwili może zginąć, ponieważ czyha na niego największy czarnoksiężnik w świecie. Nie. Jego już nie ma.
       Znalazł na szafce okulary i założył je. Sięgnął po ubranie i wtedy zauważył swój szkolny kufer. Czy jeszcze kiedykolwiek mu się przyda? Dobrze by było kontynuować naukę, Hermiona na pewno też tak sądzi. Ale co z Ronem? On i cała jego rodzina mają żałobę po Fredzie… Tak, lepiej będzie z tym poczekać. Przecież Harry również stracił dużo ważnych dla niego osób. Dumbledore, Lavender i wiele innych, o których śmierci dowie się pewnie w najbliższym czasie. Umarli dla niego…
         Jego rozmyślania przerwało przebudzenie Rona. Usiadł na łóżku z długim przeciągnięciem się.
- Siema, stary.
- Cześć. Jak się czujesz? – zapytał czule Harry.
- Jakbym właśnie przyczynił się do uratowania ludzkości przed Voldemortem.
Oboje wybuchnę li śmiechem. Było to wspaniałe uczucie, którego nie zaznał od dłuższego czasu – radość.
         W pewnym momencie do ich sypialni wpadła Hermiona. Pierwsze co zrobiła,  to tradycyjnie rzuciła się z gorącym uściskiem na Harry’ego. Ron wyraźnie tym podirytowany, odchrząknął głośno.
- Och, na miłość boską, Ron. Nie bądź zazdrosny! – powiedziała i tym razem oplotła rękami szyję Rona, dodając do tego całusa w policzek.
          Harry już prawie zapomniał, że jego najlepsi przyjaciele są teraz parą. Przecież pocałowali się przy nim, w czasie trwania bitwy. Nie miał lecz sobie tego za złe, w końcu nie było to najważniejsze. Po upadku Voldemorta, zostali jeszcze przez dwa dni w Hogwarcie i wczoraj przyjechali pociągiem Hogwart-Express do Nory. Nie mieli szansy nawet ze sobą spokojnie porozmawiać.
- Jak się czujesz, Harry? Nie dokuczała Ci już blizna?
- Szczerze mówiąc myślałem, że poczuję jego złość po śmierci. Byłem na to przygotowany, ale nic się nie wydarzyło.
- No wiesz, on umarł.
           Ale Harry już nic nie odpowiedział. Te słowa ciągle chodziły mu po głowie. Każdej nocy miał sen, jak walczył z Voldemortem, lecz nie były już to wizje, w których widział co on robi, co odczuwa. No i nie sprawiały mu bólu. Były to sny, dzięki którym odczuwał satysfakcję. Pozwalały mu zrozumieć, co naprawdę się stało, bo nadal to do niego nie odcierało.
- Mama woła was na śniadanie – powiedziała to Ginny, która niepostrzeżenie weszła do pokoju. Wyglądała pięknie ; rude włosy opadały jej lekko na ramiona ; usta miała pomalowane na różowo, a oczy podkreślone kredką. Na nogach miała ciasne jeansy i do tego beżową, zwiewną bluzeczkę z ¾ rękawem. Już wcześniej zauważył u niej te niektóre z wielu jej zalet. Właśnie dlatego jest obiektem jego westchnień, Ginny czuła to samo. Dręczyła go tylko jedna myśl, a mianowicie czy jej stosunki do niego zmienią się po tej bitwie. Z jednej strony stał się najpotężniejszym czarodziejem na świecie, mimo nieposiadania wszystkich Insygnia Śmierci. Wielu będzie starało się brać z niego przykład, spotka też innych równie dobrych czarodziejów, ale znajdą się też pewnie osoby, które będą z niego drwiły, jak przez te wszystkie lata Ślizgoni. Z drugiej strony bitwa o Hogwart rozpętała się, gdy  śmierciożercy powiadomili za pomocą Mrocznego Znaku na ręce, Voldemorta o jego obecności w zamku. Jeśli by tam wtedy nie przyszedł, nikt by nie musiał stracić życia stając w jego obronie, między innymi Fred – brat Ginny. Tylko, że nie zdobyłby horkruksu – diademu Roveny Ravenclaw, Nevill nie miałby okazji zabić węża Nagini i Voldemort nadal by istniał.
- Harry, idziesz?
- Za chwile przyjdę, tylko się ubiorę.
Na przedzie wyszedł Ron z Hermioną, a za nimi Ginny. Dobrze, że wyszła, Harry chciał uniknąć na razie kłopotliwej rozmowy, która w końcu musiała się odbyć.
                   Ubrał się i zszedł na dół do całej rodziny Weasley’ów i Hermiony. Bill i Charlie również byli. Podobnie jak wszystkie rodziny czarodziejów chcą być w komplecie, w tych trudnych chwilach po utracie bliskich.
                    Harry wszedł do kuchni. Był myśli, że zastanie tam wszystkich smutnych i pogrążonych w żałobie siedzących przy stole i panią Weasley wypłakującą łzy po synu nad kuchenką. Lecz było całkiem inaczej ; rodzina rudowłosych przywitała go gorącymi aplauzami. Molly jako pierwsza podeszła do Harry’ego.
- Kochaneczku, mój wspaniały! Boże, taki dzielny, mądry, odważny… Wczoraj nawet dokładnie nie zobaczyłam Cię w tych ciemnościach. Aleś ty przez ten rok wychudł, same kości i skóra! Chodź, nałożę ci naleśników, a później będzie deser, ale to już niespodzianka!
- Dziękuję pani Weasley, naprawdę….
W tym momencie podszedł do niego Artur.
- No Harry, chłopcze. Nie mam słów… Po prostu gratulacje.
- No ten…też gratuluję…
- George, tak mi przykro z powodu Freda, to wszystko przeze mnie. Gdybym wtedy nie przyszedł do zamku to…
- To Voldemort dalej by istniał, zabił całą waszą trójkę, a później również i wszystkich czarodzieji, bo wątpię, czy chcieli by mu służyć. No, a Fred, cóż… Fred walczył dzielnie i niestety stało się. Zginął, ale w słusznej sprawie i bardzo dzielnie.
- Dzięki George, moje kondolencje… - wybełkotał Harry, naprawdę wzruszony tymi słowami. Zaskoczenie minęło szybko, bo od razu po rudowłosym chłopaku naskoczyła na niego Hermiona, mocno oplatając jego szyję rękoma. Ron objął ich oboje i stali tak dłuższy czas. Nikt im nie przeszkadzał, bo wiedział, jak bardzo było im to potrzebne. Potrzebne poczuć, że są razem i ciągle byli, i nic ich już nie może podzielić skoro przetrwali taką próbę. Próbę życia.
               Po dłuższym czasie odsunęli się od siebie. Harry’emu tłukły się po głowie słowa które jego przyjaciele powinni usłyszeć.
- Chciałem wam podziękować, za wszystko. Nie musieliście ze mną iść, a jednak to zrobiliście. Narażaliście swoje życie dla mnie. To wszystko udało się dzięki naszej współpracy. Ja myślałem i działałem cokolwiek tylko dzięki wam. Robiłem to, bo czułem waszą obecność obok mnie, nie tylko cielesną, ale również duchową. Byliście ze mną cały czas, dziękuję.
- Och, przestań Harry… - wydusiła z siebie Hermiona, która miała już w oczach łzy.
- Słuchaj, poszliśmy tam z tobą, bo jesteśmy przyjaciółmi, od dziecka. Pamiętasz, jak nam powtarzałeś słowa Dumbledore’a ? „ Jedyną rzeczą, której Voldemort nie potrafi zrozumieć, jest miłość ‘’ To właśnie dzięki niej go pokonaliśmy. – Ron przesłał przyjaciołom łagodny uśmiech.
                    Ostatnia podeszła do niego Ginny. Harry bał się tego, co teraz nastanie. Oczekiwał najgorszego ; Ginny powie, że podczas bitwy wiele się zdarzyło i nie chce mieć teraz chłopaka. Nic takiego jednak nie nastąpiło, dziewczyna jedynie złapała go za rękę i wyciągnęła do innego pokoju, gdzie zostali sami.
- Harry, czy … teraz, jak już nie ma Voldemorta… no bo wiesz, ty ze mną zerwałeś…
- Ja z Tobą nie zerwałem, po prostu powiedziałem, że lepiej będzie jak przez jakiś czas nie będziemy mieć ze sobą kontaktu – Harry widząc, że dziewczyna niewiele z tego zrozumiała, ciągnął dalej – Chyba musimy sobie coś wyjaśnić . Nie myśl sobie, że nie chciałem z tobą rozmawiać, bo miałem  taki kaprys, nie. Po prostu nie chciałem, żeby Voldemort wykorzystał Ciebie, aby mnie gdzieś zwabić, wiedziałby, że jesteś dla mnie ważna.
- Ale skąd miałby to niby wiedzieć ? Harry, opowiedz mi w ogóle co się stało w czasie bitwy ?
- To długa historia, opowiem Ci to później, u mnie w pokoju po kolacji. Zawołam również Rona i Hermionę, oni też nic jeszcze dokładnie nie wiedzą.
- No dobra, ale wracając do nas…
- To wszystko zależy od Ciebie. Nie wiem czy chciałabyś jeszcze ze mną być skoro Fred nie żyje…
- Przecież to nie twoja wina, głupku! Poza tym to nic nie ma do tego, że ja cię …
- Ja też cię kocham. – Harry powiedział to za nią, bo wiedział, że ona i tak to miała na myśli. Lecz nic więcej już nie powiedział, bo Ginny obdarzyła go namiętnym pocałunkiem. Słowa już tu nie były potrzebne. 

Mam nadzieję, że  nie jest najgorzej. ; )