sobota, 18 maja 2013

Rozdział 9



 Jest ten nasz upragniony dziewiąty rozdział :D 
Jestem zadowolona z ilości osób, które pytają się mnie na blogu, asku i facebooku kiedy następny rozdział. To dowód, że jednak ktoś w ogóle czyta moje wypociny. : 3


Rozdział ze specjalną dedykacją dla mojej wspaniałej korektorki Patrycji Hry. To dzięki niej rozdziały będą coraz lepsze! :)
________________________________________________


              Rozłączyli się z uścisku dopiero kiedy z dołu pani Weasley zawołała swojego syna. Ron z niechęcią krzyknął mamie na znak, że już idzie, po czym rozśmieszył siedzących na kanapie przyjaciół swoją miną naśladującą matkę. Kiedy minął próg drzwi i słychać było tupot jego stóp schodzących po schodach, Harry i Hermiona nadal śmiali się z żartu rudowłosego, jednak po chwili już się uspokoili.
- Szkoda, że Ron jest twoim chłopakiem.- palnął Harry, gdy tylko zrozumiał co właśnie powiedział, zrobił się czerwony po uszy - nie ... nie chciałem tego powiedzieć ...
- Och, Harry... - wyszeptała mu do ucha, oplotła rękami szyję i pocałowała go namiętnie.
Z początku mu się to podobało, czuł słodki smak jej błyszczyku na ustach, a do tego czarował go zapach jej boskich, malinowych perfum. Kiedy go wdychał, czuł się jak w niebie, jakby mógł robić wszystko. Hermiona zaczęła przygniatać go swoim ciężarem, po chwili już leżała na nim. Harry sięgnął ręką ramiączko od biustonosza, które samo powoli spadało z ramienia dziewczyny, aby ... Nie. Oderwał ją od siebie i popatrzył w oczy. Czy to była wciąż ta sama dziewczyna?
- Hermiona, co my ... ?
- O jejku .. - dopiero teraz dostrzegła co oni robili. Natychmiast wstała z chłopaka i odwróciła się do niego plecami - ja ...przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło ...
Harry'ego szczerze bawiło zakłopotanie dziewczyny.
- Spokojnie - powiedział łobuzerskim tonem i podszedł do niej, kładąc rękę na jej ramieniu – wiem, że to nie powinno mieć miejsca, ale proszę, nie denerwuj się, cała się trzęsiesz. A tak w ogóle, słodko wyglądasz z takimi wypiekamy na twarzy – zaśmiał się.
- To nie jest zabawne, Harry! - skarciła go - Nie wiem co się ze mną dzieje, przecież ja kocham Rona.
- A ja, kocham Ginny - powiedział, choć z chwili na chwilę przestawał w to wierzyć ... - Hermiono, nie przejmujmy się tym, poniosło nas. Zdarza się. Skupmy się na dniu jutrzejszym, wracamy do Hogwartu i ...
- No tak! Hogwart! Jak mogłam zapomnieć?! - weszła chłopakowi w słowo i widząc jego zdziwione spojrzenie, dodała - Sam mówiłeś, że Voldemort powrócił, tak? A skoro Śmierciożercy zrobili już tyle by nas złapać, to można przewidzieć ich następny krok –na myśl o czymś takim przeraziła się i spojrzała na przyjaciela, jednocześnie ze strachem, ale i nadzieją, że zrozumiał o co jej chodzi - och, Harry! Pomyśl trochę! Wiedzą, że wracasz na siódmy rok, więc jaką zasadzkę mogą planować?
- Atak na pociąg!
- Aleś ty spostrzegawczy - wywróciła oczami - w tej sytuacji to chyba jasne, że nie możesz jechać pociągiem. Teleportacja również odpada, bo pewnie będą na ciebie czekać tuż przed barierą ochronną, a wiadomo że bezpośrednio do Hogwartu nie można się teleportować. Miotły również nie wchodzą w grę. Pamiętasz nasz przelot z Privet Drive do Nory? Nie możemy sobie pozwolić na jakąkolwiek stratę – czarnowłosemu przewróciło mu się w żołądku na myśl o czyjejś śmierci - więc zostaje nam jedyne wyjście  Proszek Fiuu.
- Dobry plan, ale co z innymi uczniami? Nie możemy zapewnić sobie bezpieczeństwa ich kosztem.
- Spokojnie, Śmierciożercy nic im nie zrobią. Jeśli nie zastaną cię w pociągu, to innym nie grozi niebezpieczeństwo. Wszystko o Tobie wiedzą, więc ludzie nie są im potrzebni - wtrącił się do rozmowy Ron, opierając się prawą ręką o lekko zapadniętą klamkę drzwi, a w lewej trzymając kubek z gorącym napojem. Wypowiadając swoją myśl, wzrok miał utkwiony w Harry’m i nic nie wskazywało na jego podejrzenia o sytuacji, która tu zaszła, jednak Hermiona mimo to na jego widok lekko zbladła.
- I  tak musimy powiedzieć wszystko Mcgonagall, prawda ? Bez niej mamy związane ręce – powiedział kruczoczarny chłopak.
- Jasne, oczywiste jest to, że musimy ją powiadomić. Wyślijmy patronusa, aby się tu teleportowała.
- A nie możemy, po prostu sami tam pójść ? Na przykład... przez kominek? – zaproponował rudowłosy niepewnym głosem.
- Czy dożyję dnia, w którym wykażesz się choć odrobiną inteligencji ? – syknęła Gryfonka, znacząco klepiąc się ręką w czoło - Przecież właśnie po to musimy porozmawiać z dyrektorką, żeby odblokowała kominek w swoim gabinecie. Gdyby cały czas był odblokowany, Śmierciożercy bez problemu mogliby się tam wedrzeć. Teraz już rozumiesz ? - zapytała z nutą sarkazmu.
- Tak ... - odpowiedział zażenowany.
          Hermiona parsknęła śmiechem widząc zawstydzenie Rona oraz spore zaczerwienienie spowodowane jej słowami. Teraz śmiało mogła stwierdzić, iż patrzy na imitację buraka.
          Brązowowłosa dziewczyna ciągle z nikłym uśmiechem na twarzy wstała z krzesła i wyjęła z tylnej kieszeni spodni, różdżkę. Wycelowała w jedno miejsce na ziemi, wykonała stanowczy ruch dłonią, po czym krzyknęła Expecto Patronum. Przed nimi pojawiła się skacząca po całym pokoju wydra, jednak już po chwili zniknęła za oknem. 



          - Potter! Czy ty w ogóle wiesz co mówisz? To jest bardzo poważny zarzut! Jesteś tego pewien?
- Tak! - krzyknął, ale kiedy napotkał surowy wzrok Minerwy, zmienił ton na spokojniejszy - Pani profesor, proszę mi uwierzyć. Chyba wszyscy pamiętają co się stało, kiedy nie chcieliście mi wierzyć w piątej klasie, prawda ? A poza tym, dlaczego miałbym kłamać ?
- Nie sugeruję ci kłamstwa.
- No więc, o co chodzi ?
- Harry, po prostu to jest bardzo nierealistyczne. Dumbledore powiedział mi co było skutkiem jego upadku, te ... horkruksy. Skoro zniszczyłeś je wszystkie, to jak wyjaśnisz jego rzekomy powrót.
- Nie wiem, nie wiem ... ale jestem pewien, że wojna się jeszcze nie skończyła.
          Nie wiedział, jakiego argumentu użyć, aby przekonać profesorkę. Przecież powiedział już wszystko, co sam widział i czego się domyślał ! Czego można jeszcze chcieć, aby uwierzyć ? Ma sam przyprowadzić Voldemorta do Nory, aby uznała to za prawdę? A może trzeba poczekać na jakiekolwiek ofiary, aby coś zaczęto robić ?
- Minerwo, ja wierzę Harry'emu - doszedł ich głos pani Weasley, która wyłoniła się z kuchni.
- Molly, najdroższa, czy wiesz co będzie jak wszyscy się dowiedzą, że on jednak jeszcze żyje ? Wszyscy są teraz szczęśliwi, a...
- Pani profesor! - Harry wstał i huknął pięścią w stół - Z całym szacunkiem, ale czy pani nic nie rozumie? Wszyscy muszą poznać prawdę, nie możemy ich tak okłamywać! Według pani, popsujemy im ideę wymarzonego, spokojnego życia, ale czy to nie będzie dla nich większy szok, kiedy w końcu wylądują w rękach samego Voldemorta, niż poznanie prawdy teraz? - zawahał się na chwilę, aby złapać oddech, po czym zamknął oczy i mówił dalej - Voldemort ukazał mi się w wizji. W Londynie napadli na nas Śmierciożercy, a potem również na Ginny. Nie pozwolę na to, aby zginęła kolejna osoba - zakończył, wycierając ręką łzę z policzka.
          Harry ciągle stał w tym samym miejscu z zamkniętymi oczami. Hermiona chciała do niego podejść, przytulić, wesprzeć, ale w tym momencie z krzesła w kuchni Weasley'ów wstała dyrektorka. Po chwili znajdowała się tuż przed chłopakiem. Wyciągnęła swoje chude ręce oplecione czarnymi szatami i przytuliła go. Po prostu go przytuliła.
           Kiedy odsunęła się na krok, Harry podniósł głowę. Na jej twarzy widniały już strużki łez na policzku.
- Zawsze chciałam mieć syna... Właśnie takiego jak ty, Harry - wykrzywiła swoje wąskie usta w uśmiechu i pogłaskała wybrańca po policzku. On również teraz patrzył jej prosto w oczy z szerokim uśmiechem, pełnym wzruszenia - Dlatego Ci wierzę.
- Dziękuję, pani profesor - jedynie tyle udało mu się powiedzieć. 
          Nie spodziewał się, że to tak wyjdzie. Rozpłakał się, jak dziecko ... ale wcale się tego nie wstydził. Czuł zbyt wiele na raz, aby tłumić to w sobie, a krzyk nie pomagał. Wręcz przeciwnie, po krzyku czuł się bardziej agresywny i wściekły. Do tego wyznanie Mcgonagall... Był z siebie dumny.
- Mój kominek będzie aktywny jutro. Aportujcie się do mojego gabinetu o godzinie 12:00. Hermiono - zwróciła się do brązowowłosej dziewczyny, a ta aż podskoczyła słysząc swoje imię - Mogłybyśmy porozmawiać na osobności?
- Oczywiście - po czym wyszły z kuchni. Dla pewności za zgodą nauczycielki rzuciła zaklęcie Muffliato
- Chciałam się ciebie zapytać, jak Twoi rodzice?
- Oh, o to chodzi - dziewczyna wyraźnie posmutniała - Moi rodzice jeszcze w swoim zastępczym mieszkaniu, zostali potraktowani przez Śmierciożerców zaklęciem Reggering. Dopiero tutaj, w Norze pani Weasley powiedziała mi na czym polega to zaklęcie, a wcześnie podałam rodzinie ten eliksir, który otrzymałam od Pani, ale nie podziałał - teraz jednak przypomniała sobie to, co mówiła Harry'emu - ale przecież można podać go jeszcze raz, prawda? Mogę się tam wybrać nawet jutro.
- Hermiono, muszę cię zmartwić, ale... nie można tak zrobić. Tego eliksiru nikt nie może zażyć dwa razy w życiu. Jeśli to się stanie, mogą całkiem postradać zmysły, albo po prostu umrzeć.
          Serce jej stanęło. Jak to możliwe? Nie zobaczy już więcej swoich rodziców? To... to niemożliwe. Oni byli dla niej wszystkim, jedyną rodziną, przyjaciółmi, wsparciem, a teraz ma się pogodzić, z tym że nigdy więcej jej nie poznają? Nie chciała teraz z nikim więcej rozmawiać, musiała sobie to wszystko przemyśleć, pokładać ... no i wypłakać się w poduszkę.

niedziela, 12 maja 2013

"Śmiertelne Zagrożenie" (Rozdział 8)




Pod poprzednim rozdziałem było 11 komentarzy, w tym 2 albo 3 moje, ale i tak wam bardzo dziękuję. Jestem zadowolona z waszego komentowania oraz odsłon bloga. Podziękuję wam za to ósmym rozdziałem. : 3
__________________________________________________

          - Hermiona, co z nią ? – zapytał Ron załamującym się głosem i łzami w oczach jak wszyscy.
- Ona … Nic … To znaczy nic jej nie jest … Ciąży na niej to samo zaklęcie, co na moich rodzicach …
Harry odetchnął z ulgą. Skoro Hermiona wyleczyła swoich rodziców od tego najprawdopodobniej czarno magicznego zaklęcia, to z Ginny również da sobie radę, więc był już o nią spokojny. Teraz bardziej martwił się o Hermionę i już miał coś do niej powiedzieć, kiedy do kuchni weszli przerażeni państwo Weasley.
- Matko boska, co … co się tu stało ?! Ginny! – Rzuciła się na podłogę rozrzucając po kuchni torby z zakupami.
- Spokojnie mamo, nic jej nie jest. Została oszołomiona zaklęciem, którego żadne z nas nie zna. Ale może ty ? – zapytał niepewnie Ron.
Molly przytaknęła głową do syna, po czym wyjęła różdżkę i zrobiła dokładnie to samo, co Hermiona w Londynie. Z nikąd pojawił się biały strumień i płynnie wpełzł do głowy leżącej, rudowłosej dziewczyny. Po chwili znikł, jak w poprzednim przypadku, a na twarzy pulchnej kobiety pojawiła się ulga.
- Reggering – powiedziała – to zaklęcie, które poważnie oszołamia ludzi, coś jak Drętwota czy Pertificus Totalus, ale dodatkowo niweluje działanie wszelkich płynów, których przyjmują dotknięci tym zaklęciem, na około godzinę. Potem eliksiry będą już działać, natomiast samo oszołomienie trwa nie dłużej niż 20 minut. Jest to zaklęcie dosyć paskudne i typowo czarno magiczne. Normalni czarodzieje nie mają odwagi go użyć, ale to znaczy … czy … czy ONI tu byli ? – wszystko wyjaśniła spokojnym głosem, ale ostatnie zdanie ledwo przeszło jej przez gardło.
- Tak – powiedziała ze smutkiem Hermiona – musieli tu przyjść tuż po naszej teleportacji. Wyciągnęli od Ginny informacje o naszej wyprawie. W Londynie też się na nich natknęliśmy, czekali na nas, ale jeszcze wcześniej zaatakowali moich rodziców, tym samym zaklęciem. I oni … - nie dokończyła, rozpłakała się na dobre.
- Och skarbie, tak mi przykro … - wymamrotała pani Weasley i objęła dziewczynę, sama mając łzy w oczach.
          Po głębszym zastanowieniu się Harry zrozumiał, dlaczego rodzice Hermiony nie poznali jej. Zostali potraktowani tym samym zaklęciem, co Ginny i zniwelowało  działanie eliksiru. A przecież nie minęła godzina od kiedy wyruszyli z Nory, do prawdziwego domu Granger’ów. Jakby tak się w to zagłębiać, to była to jego wina … Powinien to przewidzieć, albo chociaż powiedzieć przyjaciołom o wszystkim, ona na pewno przewidziałaby coś takiego, albo miała zwykłe przypuszczenia. Nie byłoby takiego zaskoczenia i nieszczęścia. Ale … co miałby im powiedzieć ? Że Voldemort powrócił i działa z większą siłą niż dotychczas ? Że w każdej chwili mogą umrzeć ? Że im dłużej z nim przebywają, tym bardziej są narażeni?
          W kuchni rozległo się głośne skrzypienie. Wszyscy obecni spojrzeli się w miejsce, z którego dobiegały odgłosy. Był to Zegar Weasley’ów. Wokół niego rozbłysło się czerwone światło, wszyscy patrzyli się z niepokojem na to co, się stanie. Po chwili błysk znikł i wszystkie wskazówki przesunęły się z „Dom” na „Śmiertelnie Niebezpieczeństwo”.
          Tego Harry się nie spodziewał, ale był to kolejny dowód. Czuł, że teraz musi im już wszystko wytłumaczyć.
- Śmiertelne … niebezpieczeństwo ?! – krzyknął pan Weasley – o co tu chodzi ?!
- Ja … muszę wam coś powiedzieć … - zaczął nie pewnie Harry, choć wiedział, że to było nieuniknione.
- Czy to coś ważnego ?
- No … raczej tak. A nawet bardzo.
- Wiesz co, teraz wszyscy potrzebujemy spokoju. Idźcie do swoich pokoju i trochę odpocznijcie, a potem porozmawiamy. Czy jeśli powiesz nam to później, nic się nie stanie ? – zaproponowała pani domu.
- Nie, nie powinno mieć to takiego znaczenia. – powiedział Harry i razem z przyjaciółmi, oprócz Ginny, którą zajęli się jej rodzice, poszedł do swojego pokoju.
          Kiedy weszli do sypialni chłopców, Ron rzucił Muffliato, aby nikt im nie przeszkodził.  Hermiona ze smutkiem zajęła jedyne wolne krzesło, natomiast reszta usiedli na łóżkach.
- Hermiono, ja … chciałem Cię przeprosić … - wydukał Harry, patrząc z zaciekawieniem w podłogę.
- Daj spokój, przecież to nie Twoja wina, w ogóle dlaczego tak uważasz ? A co do moich rodziców, porozmawiam z profesor Mcgonagall i spytam jej się, czy ma jeszcze jeden taki eliksir, a następnie wybiorę się tam jeszcze raz.
- Nie. To jest naprawdę moja wina. Ja … muszę wam coś powiedzieć, powinniście wiedzieć – popatrzył przyjaciołom w oczy, a kiedy przytaknęli głową, kontynuował – Pamiętacie, kiedy rozmawialiśmy o Snape’ie w moje urodziny ? Wtedy coś dziwnego się ze mną stało, zemdlałem i powiedziałem wam, że to przez te informacje … , ale nie. To była wizja. Z Voldemortem w roli głównej.
           Ron popatrzył na niego z otwartą buzią i szerokimi oczami, natomiast Hermionie zaczęły zbierać się łzy i zakryła twarz rękami. To był dla nich szok, ale co miał zrobić ? Mieli spokojnie żyć ze świadomością, że wszystko jest jak dawniej, a ze śmierciożercami dadzą sobie radę ? Musiał im powiedzieć ! Ale to było takie trudne …
- To znaczy, że on … że Voldemort … POWRÓCIŁ ?! – krzyknęła Hermiona, patrząc Harry’emu prosto w oczy z nadzieją, że zaraz wstanie i krzyknie, że to był żart.
- Tak, tak myślę. A przynajmniej na razie wszystkie wydarzenia to potwierdzają.
- Trzeba powiedzieć moim rodzicom, natychmiast ! Oni też są w niebezpieczeństwie !
- Ron, wszyscy jesteśmy teraz w niebezpieczeństwie ! Owszem, zgadzam się, abyśmy im powiedzieli, każdy ma prawo wiedzieć, ale to i tak ja będę musiał go powstrzymać !
- Znowu się zaczyna ! Wszystko będzie się kręciło wokół Chłopca-który-przeżył !
- Przestańcie się kłócić ! – wtrąciła dziewczyna – Ron, jak możesz tak mówić ? Przecież to nie jest dla niego łatwe ! Dla niego to jest jeszcze gorsza sytuacja niż dla nas, to on jest celem Voldemorta ! A ty, Harry – tym razem zwróciła się do kruczoczarnego chłopca, już spokojnym tonem – masz zakaz tak mówić. Szliśmy przez to razem od samego początku i teraz również będziemy z Tobą. Nawet jeśli zginiemy, co nie jest pewne, bo w końcu daliśmy radę w wojnie z przed czterech miesięcy, to i tak będziemy z Tobą. Zrozumiałeś ? Zawsze możesz na mnie liczyć.
          Hermiona podeszła do Harry’ego i mocno go przytuliła. Jej słowa dodały mu otuchy, chociaż tym samy narażał ich na większe niebezpieczeństwo. Ale co zrobić ? W końcu tak zachowują się najlepsi przyjaciele, a on był bardzo wdzięczny losu, że ich znalazł.
- Na mnie też, stary. Przepraszam za to co powiedziałem …
          Ron również go przytulił i teraz Harry’emu odleciały wszystkie myśli, o tym, że przegra tę wojnę. Nie jest w tym sam i dlatego da radę, jest tego pewien. Nie wie jeszcze jak, ale da.


Reggering – to zaklęcie sama wymyśliłam, z myślą o tym, że Hermiona nie znała tego zaklęcia, więc nie mogłam użyć tu żadnego z wymysłów J. K. Rowling . Poza tym żadne nie spełniało warunków, jakich potrzebowałam w tym rozdziale.

środa, 8 maja 2013

Dwa punkty planu (Rozdział 7)



           Nie mogą tu zostać ani minuty dłużej. Jeśli zrobił to własnoręcznie Sami-Wiecie-Kto, to może być to pułapka, nawet gdyby to była sprawka śmierciożerców, to i tak nie są tutaj bezpieczni.
          Harry szybko pobiegł do kuchni, gdzie wcześniej zostawił swoich przyjaciół. Hermiona nadal leżała nad swoimi rodzicami, a Ron wspierał ją swoim uściskiem. Nie był to najłatwiejszy moment dla dziewczyny, przeżyła szok, ale większego szoku doznają, jak ich wszystkich złapią, jego samego zabiją, a ich będą torturować, aż w końcu nie wytrzymają psychicznie i sami odbiorą sobie życie. To zabrzmiało okrutnie w jego głowie, ale teraz muszą uciekać.
- Zwiewamy stąd ! – krzyknął, uderzając nogą w drzwi i wpadając tym samym do kuchni.
- Co ? Ale, Harry, co się stało ?
- Hermiona, nie ma czasu ! Jeśli chcesz przeżyć to działaj! Umiesz przetransmutować ich w coś małego ?
- Umiem … - dziewczyna mocno się skupiła, choć naprawdę usiłowała przypomnieć sobie zaklęcie, była bardzo zdenerwowana.
 W końcu wycelowała różdżkę w rodziców i po chwili na ich miejscu pojawiły się dwa kamienie.
Harry zgarnął je jednym ruchem ręki i wepchnął do torebki brązowowłosej.  Gestem przywołał ich do siebie i w pośpiechu wyszli z mieszkania. Zbiegali właśnie po ostatnich schodach obskurnego holu. Zostało im już parę metrów, tak mało do wyjścia, ale to nie mogło być takie łatwe.
- Padnij ! – wrzasnął Harry i odruchowo złapał Hermionę i Rona za nadgarstki, ciągnąc ich za sobą w dół.
Jego przypuszczenia się sprawdziły. Oni na nich już tam czekali. Musiał szybko wszystko poukładać sobie w głowie, ich plan działania. Wpadł na pomysł, który wydał mu się najlepszy, mianowicie teleportacja łączna. Już miał wyobrażać sobie miejsce, w którym mają wylądować, kiedy poczuł, że ręka Rona wyrywa mu się z uścisku. Tego najmniej się teraz spodziewał, tym bardziej, że śmierciożercy wycelowali w nich swoje różdżki. Zielone płomienie latały po całym pomieszczeniu, omijając ich o zaledwie kilka cali. Jeden z nich odważył się podejść do nich bliżej. Harry instynktownie wyjął swoją różdżkę z kieszeni, choć wiedział, że ich nie zabiją, Voldemort by im na to nie pozwolił, ale myśl o złapaniu ich wcale nie była pocieszająca.
- Expulso !
Śmierciożerca odleciał w powietrze i z wielkim hukiem uderzył w ścianę. Harry i Hermiona wciąż rzucali różne zaklęcia wokół siebie, trzymając się mocno za ręce, aby uniknąć rozłączenia ich.
Odetchnął jednak z ulgą, kiedy zobaczył Rona biegnącego w ich stronę. Pociągnął lekko dziewczynę, aby wstała ze schodów i wyciągnął rękę do rudowłosego. Złapali się za ręce i przeteleportowali. W miejscu, w którym jeszcze przed chwilą stali przeleciały trzy zielone płomienie.

           Wylądowali na chodniku tuż przed domem Hermiony. Dom był bardzo ładny  : elewację miał koloru białego, po bokach wystawały dwa balkony, każdy z nich przystrojony czerwonym kwiatami. Drzwi i okna były brązowe, a do wejścia do domu prowadziła ścieżka z czarnego kamienia.
          Kiedy obejrzał się wokół siebie odczuł naprawdę ogromną ulgę, ponieważ obawiał się iż jakiś śmierciożerca dotknie ich i przeteleportuje się razem z nimi, lecz nic takiego się nie stało. Do tego on i jego przyjaciele wyszli z tego cali, a cel, który sobie wyznaczyli został osiągnięty.
          Wspólnie weszli do uroczego domku państwa Granger, a Hermiona poprowadziła ich gościnnie do salonu i zaczęła rozmowę.
- Harry, co to było ? Skąd wiedzieli, że tam będziemy i … jak ? – zapytała roztrzęsiona dziewczyna.
Dopiero teraz zrozumiał, że jeśli im powie, że się tego spodziewał, nie umknie ich uwadze dlaczego tak sądził. A przecież nie może powiedzieć im całkowitej prawdy, jeszcze nie jest tego pewny … No dobra, jest pewien. Wie, że wojna się jeszcze nie skończyła, ani kto będzie jej zwycięzcą. W każdym razie, oni nie mogą się na razie dowiedzieć.
- Nie wiem, naprawdę. Mam teraz tylko pewne obawy …
- Jakie ?
- Ktoś musiał im powiedzieć, a pomyślcie, kto wie o naszej dzisiejszej wyprawie ? Twoi rodzice, Ron, i Ginny, a ona została sama w domu i boję się …
- Proszę, nie kończ. – powiedział Ron lekko zacinającym się głosem.
Nastąpiła długa, niezręczna cisza. Harry co chwilę przenosił wzrok z jednego z przyjaciół, na drugiego. Ciekaw był, o czym teraz myślą, bo on … on miał w głowie teraz tylko Ginny, bał się o nią bardzo. Przez głowę przechodziły mu różne obrazy, w których widział śmierciożerców zabierających rudowłosą do jednej z ich kryjówek. Tam czeka już na nich Voldemort, wyciąga od niej wszystkie informacje o Wybrańcu, wsadza ją do lochów i tam zostawia, aż umrze z głodu ... Nie. U Ginny jest wszystko w porządku, może teraz nawet lata sobie na miotle i ćwiczy do szkolnych rozgrywek quidditcha. A jeśli jednak jest inaczej, to jest to tylko jedynie jego wina, to on wciągnął wszystkich Weasley’ów w tą chorą wojnę pomiędzy nim, a Czarnym Panem, trwającą od osiemnastu lat.
- Hermiona, nie chciałbym naciskać, ale czy nie powinniśmy już wracać, żeby upewnić się co z Ginny ?
- Tak, tak … - dziewczyna otarła łzy z oczu i wstała z fotela.
          Sięgnęła po swoją torebkę i wyciągnęła  z niej dwa kamienie. Przez chwilę patrzyła się na nie z wielkim współczuciem i głęboką nadzieją. Położyła je na kanapie i wyjęła różdżkę. Jednym machnięciem różdżki przetransmutowała je w swoich rodziców, a następnie podała im eliksir, który dostała od profesorki. Ruszyli w stronę drzwi, a kiedy już przekraczali próg domu, Ron zatrzymał się nagle, słysząc szelest dochodzący z wnętrza. Harry i Hermiona również to usłyszeli, wymienili znaczące spojrzenia i wrócili się do salonu.  Z kanapy wstawali właśnie jej rodzice, w pełni już świadomi. Brązowowłosa pierwsza się odezwała.
- O jejku … Wy… wy pamiętacie już wszystko ? – choć nie było to zbyt trafne pytanie, na inne nie znalazła słów.
- Ale, co mamy pamiętać ? A w ogóle, to kim wy jesteście i co robicie w naszym domu ? Wynoście się ! Ale już !
- C-co ? Jak … jak to nie pamiętacie ? Nie wiecie kim jestem ? – stała tam z szeroko otwartą buzią i mocno wilgotnymi oczami.
- Przykro mi skarbie, ale nie. Naprawdę nie wiem kim jesteś … - powiedziała uprzejmie pani Granger otaczając Hermionę swoją ręką.
Ale dziewczyna tego nie wytrzymała. Zrzuciła ciepłą rękę ze swojego karku i popatrzyła ostatni raz kobiecie w oczy. Były inne niż kiedyś ; nie widać w nich było już miłości, którą darzyła córkę. Nie rozumiała dlaczego to się tak potoczyło, dlaczego jej nie pamiętają ? Obróciła się na pięcie i wyszła z domu. Harry rzucił tylko ciche „ Przepraszamy za wszystko, do widzenia „ i razem z Ronem pobiegł za dziewczyną. To musiało być dla niej wielkie przeżycie i najlepiej jakby teraz jak najszybciej znalazła się w domu. Po chwili zobaczyli ją siedzącą na ławce i płaczącą, bez żadnych słów złapali ją za obie ręce, uśmiechnęli ciepło i użyli teleportacji łącznej.

          Aportowali się tuż przed samym domem państwa Weasley, ale ciemność w domu świadczyła, że jeszcze nie ma ich w domu. Może to i lepiej, bo to, co zobaczyli wstrząsnęło nimi strasznie, a najbardziej Harry'm. Niezwykły napad na nich przez śmierciożerców w Londynie nie było jedynym punktem w ich planie. Wygląda na to, że to im nie wystarczyło. Główne drzwi prowadzące do domu były wyłamane z zawiasów i leżały na podłodze naznaczone … Mrocznym Znakiem. Wszystkim dech zaparło w piersiach. Oni teraz polują na niego … na Harry’ego. Bał się bardziej niż w ostatnich siedmiu latach, bo wtedy nie byli tacy niebezpieczni. Pewnie Voldemortowi zależy na jak najszybszym zabiciu go, w końcu to zadanie będzie teraz trudniejsze, jest Panem Śmierci, a do tego chroni go starożytna magia, matka oddała za niego życie. Ale za Riddle’a również … Jak w takim razie ta wojna się skończy ?
          Hermiona rzuciła się w stronę swojej przyjaciółki widząc ją leżącą na podłodze z wzrokiem utkwionym w jednym punkcie. Byli już w domu. O dziwo, nic nie zostało zniszczone, ucierpiała na tym jedynie, a może raczej aż Ginny. Ona nie mogła umrzeć, nikt już nie powinien cierpieć przez Voldemorta. To wszystko jego wina ! A obiecał sobie, że nic już nie zdarzy się  z jego winy, tym bardziej najbliższe mu osoby. Najłatwiej byłoby po prostu dać się zabić, ale wtedy zdał by wszystkich na los Czarnego Pana. Po prostu nie wiedział co robić …
- Hermiona, co z nią ? – zapytał Ron załamującym się głosem i łzami w oczach jak wszyscy.
- Ona …

Teraz wstawiam posty pisane nieco mniejszą czcionką (myślę, że tak lepiej się czyta), więc rozdział może wydawać się krótszy, ale uwierzcie mi, nie jest. Ale następny postaram się napisać dłuższy. ; ]

Co do następnego rozdziału, nie wiem kiedy go napiszę, bo robi się fajna pogoda i teraz często jestem na dworze, a tam nie mam jak zabrać laptopa, aby pisać. Mam nadzieję, że ten czas nie będzie jednak bardzo długi. Fajnie by było, gdyby pod tym rozdziałem byłoby przynajmniej 10 komentarzy. Da radę ? ; p